Nie mam daru pięknego pisania, ubierania tego co chcę powiedzieć w doskonałe frazy, trochę pikantne, podsycone humorem czy sarkazmem, a czasami nawet z lekką nutą bezczelności.
Ubolewam często nad tym, bo wiem, że właśnie takie pisanie podoba się ludziom i najzwyczajniej w świecie przykuwa naszą uwagę. Sama zresztą lubię czytać takie niebanalne teksty.
U mnie raczej wszystko jest spontaniczne, pod wpływem chwili i najczęście z chęci podzielenia się z wami, tym co akurat tworzę, czy co mnie w danej chwili inspiruje.
Nigdy moje posty nie są pieczołowicie przygotowywane, czy przemyślane. Nie siedzę z notatnikiem, czy tabletem wieczorową porą i nie opracowuję koncepcji, w jaki sposób napisać tego posta by mieć szerokie grono czytelników lub pozyskać grono sponsorów czy osoby, które mogłyby kupić moje prace.
Wiadomo, że jak każda osoba zajmująca się rękodziełem, chciałabym, żeby stało się ono moim sposobem na życie. Ale póki co cieszę się tym w domowych pieleszach. Przysiaduję sobie po nocach, jak dziecko pójdzie spać i od czasu do czasu udaje mi się stworzyć to jakiś własny projekt, czy nową tildę, zabawkę.
Cieszę się tym, na ile pozwala mi czas i codzienne obowiązki. I w tym wszystkim staram się też rozwijać, tak jak tylko potrafię.
***
Dzisiaj wrzucam trochę zdjęć, które to tu, to tam robiłam w ostatnim tygodniu.
Tematyka szeroka, wszystkiego po trochu.
Przy porannej herbatce /a przyznam, że stałam się ostatnio straszną jej fanką/,
dojadam ostatnie mufinny urodzinowe mojego dziecięcia, które skończyło dwa latka.
Ale poważny wiek, tylko niestety ja też o dwa lata starsza.
Zaopatrzyłam się na tą okazję w kilka błękitnych gadżetów, fajnych papierowych pojemniczków na słodkości, słomek do napojów, słodkich serwetek itp.
W tle widoczny nowy regał, który stoi w kuchni, zastąpił nam podwieszane półeczki /klik/, które były urocze, ale niestety nie mogły pomieścić wielu moich kuchennych pierdółek.
O Boże, cierpię na ciągły syndrom braku miejsca w kuchennych szafkach, no musiałam gdzieś w końcu znaleźć kąt na wyeksponowanie tych przedmiotów i naczyń. Są pod ręką w jednym miejscu, a przy okazji pięknie wyglądają.
Ale o regale i jego zawartości napiszę innym razem.
Wprowadziłam trochę zmian na ściance w "jadalni". Poprzednie zdjęcia zastąpiłam nowymi wydrukami i grafikami. Tamte ramki też zastąpiłam innymi i powstała całkiem nowa galeria.
Wiosną zapachniało, pojawiły się różowe tulipany, które umieściłm w ikeowskiej osłonce. Nie mam ostatnio ręki do roślin, więc takie są idealne, o nic nie proszą.
Wyjęłam też z szafy dwie poszewki na poduszki, które dawniej udało mi się zakupić w promocji. Strasznie mi się podobały, ale nigdzie nie mogłam znaleźć wsadów do nich w jakiejś rozsądnej cenie.
Zrezygnowana poszukiwaniami uszyłam własne. Pozsłużył mi syntetyczny wsad do zabawek, czy poduszek i stare poszwy z białych pościeli mojej mamy. Zszyłam ze sobą trzy boki dwóch części poszewki w rozmiarze 30x50cm, włożyłam wypełnienie i na koniec na prawej stronie przeszyłam czwarty bok i obrzuciłam krawędź. Dobre rozwiązanie, jak nie możemy za Chiny ludowe dostać wsadów w mało popularnych rozmiarach.
Na koniec małe zerknięcie na moją "pracownię" i najnowszą maskotkę, którą stworzyłam.
Na więcej zdjęć zapraszam w kolejnym poście, pewnie się domyslacie o co chodzi.
Taki chaos na stole, towarzyszy mi zawsze, gdy coś tworzę.
To są uroki posiadania małego mieszkanka. Chciałabym mieć taką pracownię z prawdziwego zdarzenia, ale niektórych rzeczy niestety nie przeskoczymy. Albo rybki albo akwarium.